Dla Heleny González
David Souto
García Borbón 36- 9º B
36201 Vigo
Kochanie,
Pozwól, że zwrócę się do Ciebie tak, jak Ty mnie nazywałeś od dnia, w którym się poznaliśmy. Teraz, gdy Ciebie już tu nie ma, napisanie słowa „Kochanie”, które to raz po raz wymawiałeś pięć centymetrów od mojej twarzy, sprawia, że wszystko wydaje mi się bardziej rzeczywiste, bliższe. Pierwszy raz w życiu piszę list i nie wiem zbyt dobrze, jak powinnam to zrobić. Poprzez tych parę odważnych słów chcę Ci opowiedzieć o kilku rzeczach. Rzeczach, o które Ty nigdy nie chciałeś pytać, ale zależy mi, żebyś o nich wiedział.
Urodziłam się, co pewnie nietrudno odgadnąć, w rodzinie chłopskiej na północ od Luzón. Nie wiem, czy wiesz, ale urodzić się tutaj dziewczynką, nie jest darem losu. Wręcz przeciwnie, my dziewczynki jesteśmy przyzwyczajone do tego, że postrzega się nas jako przekleństwo. Nasi rodzice nie chcą nas, bo muszą nas żywić zanim wyjdziemy za mąż, aby później, jakby nieszczęść było mało, dać posag mężczyźnie, który nas weźmie za żonę.
Kiedy byłam mała, moja rodzina była bardzo uboga. Najwyrazistszym wspomnieniem, jakie zachowałam w pamięci z tamtego okresu, jest smutek. Niestety mój ojciec nie był zbyt inteligentnym mężczyzną i przez całe życie nie udało mu się zgromadzić majątku większego niż trzy kozy i para świń. Nasze utrzymanie zawsze zależało od regularności powracających monsunów, od zagrożeń, jakie niosły ze sobą cyklony i burze tropikalne, które dają lub odbierają chłopom korzyści z uprawy ryżu. Poza tym, mój ojciec zawsze czuł się mężczyzną pokrzywdzonym przez los - na co dzień szlak go trafiał, że jego żona rodzi więcej córek niż synów. Miał charakter zgorzkniałego i małomównego wieśniaka, który w atakach furii bił moją mamę, mnie lub moje siostry – w zależności od tego, kto nawinął mu się pod rękę. Również moi bracia obrywali od czasu do czasu. My kobiety, znając swe miejsce w rodzinie, byłyśmy pogodzone ze swoim losem, a ból odzwierciedlał się na naszych ciałach w postaci różnorodnych siniaków. Nic nie zwalniało mojej mamy, moich sióstr i mnie z całodziennej pracy w polu, podczas której słońce nieustannie paliło nasze dziewczęce ramiona.
Moje życie zostało skazane w dniu, kiedy spotkało mnie prawdziwe przekleństwo. Nadeszło pewnego popołudnia, podczas starcia oddziałów partyzanckich z żołnierzami w pobliżu naszej wioski. Zazwyczaj, kiedy pojawiały się oddziały partyzanckie, kiedy ruszali do szturmu żołnierze lub kiedy dochodziło do walk i potyczek między jednymi i drugimi, mój ojciec, który naprawdę był tchórzem, tak się bał, że interesowało go tylko, jak dać chodu, tak więc my biegliśmy do sąsiednich wiosek, aby schronić się w zaprzyjaźnionych domach. Tego dnia ojca nie było i, szukając schronienia, mama zabrała nas do domu wuja – miejsca położonego niedaleko. Gdy tam dotarliśmy, szwagier mamy powiedział, że mój tata czeka na nią w innym miejscu. Tak więc mama, jak zwykle usłużna wobec swego męża, wraz z moimi siostrami wyszła mu na spotkanie, zostawiając mnie – najmłodszą, w domu wujów.
Po godzinie słychać było strzały dobiegające z wioski. Krótko potem dwóch żołnierzy z patrolu ścigającego partyzantów wdarło się do domu, w którym byliśmy. Natychmiast nakazali wujom wyjść i zostawić mnie z nimi samą. Nie zdążyłam złapać tchu, jak, ignorując moje krzyki, zgwałcili mnie – najpierw jeden a potem drugi. Miałam wtedy 9 lat.
Nie będę Ci teraz opowiadać ani co czułam, ani jaki to miało na mnie wpływ, ale w małych wioskach dziewczyna, która traci dziewictwo, staje się dziewczyną skazaną na brak przyszłości. Wyjaśniam Ci to, bo przypuszczam, że nie miałeś czasu zorientować się w tych mało znaczących szczegółach. Jeżeli przytrafia ci się coś takiego, już nikt nie chce cię za żonę. Mój ojciec o tym wiedział.
Od tej pory moje życie stawało się piekłem. Od tego dnia, na skutek wydarzeń, których byłam ofiarą, nie zasługiwałam już na niczyj szacunek. Wszyscy uważali, że jako kobieta, byłam definitywnie stracona, więc od tego momentu do naszego domu od czasu do czasu zaczął przychodzić wujek, ciągał mnie ze sobą w góry i tam gwałcił. Za cichym przyzwoleniem mego ojca, który udawał, że nic nie widzi, wujek gwałcił mnie wielokrotnie w ciągu ośmiu miesięcy. Przypuszczam, że Cię nie wzruszę, jeżeli powiem, że tamte miesiące były najgorszym piekłem, jakie kiedykolwiek przeżyłam, ale wzruszenie Ciebie, nie jest moim celem. Moje życie przekształciło się w taką męczarnię, że pewnej nocy postanowiłam uciec. Gdy wszyscy spali, uciekłam w jedyny możliwy sposób: biegnąc przez pola ryżowe, bez zatrzymywania, aby nie mogli mnie znaleźć następnego dnia.
Po kilku dniach długiej i pełnej przygód podróży, (jednak nie będę się teraz zatrzymywać, by Ci ją opowiedzieć – jeżeli będziesz ciekaw jej szczegółów, nie wahaj się do mnie pisać, Kochanie) dotarłam do miasta. Był to pierwszy raz w życiu, kiedy chodziłam po mieście. Chyba nie muszę mówić, że dla dziewczyny, która nie znała nic poza wsią, miejsce to okazało się klaustrofobiczne. Nauczenie się, jak tam przeżyć, zajęło mi kilka miesięcy i bywały dni, kiedy zadawałam sobie pytanie, czy ucieczka była warta zachodu. Jakimś cudem, po pewnym czasie udało mi się znaleźć miejsce w jednej z wielu ulicznych grup i band dziecięcych włóczących się po mieście. Dla takiej jak ja dziewczyny ze wsi, zdobycie posady przy myciu szyb stojących na światłach samochodów w zamian za drobne pieniądze, które i tak rzadko kiedy otrzymywałam, było jednym z nielicznych sukcesów, jakie osiągnęłam w życiu. Bez wątpienia moja sytuacja poprawiła się, kiedy nauczyłam się zarabiać na życie sprzedając kierowcom różne, skradzione wcześniej przedmioty. Było to ryzykowne, ale w ten sposób zdobywałam trochę więcej pieniędzy.
Ulica jest szkołą przetrwania. Już Ci mówiłam, że nie chcę wchodzić w szczegóły, lecz zapewniam Cię, że mimo wszystko, nawet uzbieranie pieniędzy na jedzenie nie przychodziło mi łatwo; ulice, kiedy jesteś sama, są jak cienka lina, z której w każdej chwili możesz spaść w dół; zwłaszcza dlatego, że często pojawiały się inne, gotowe na wszystko dzieciaki, które mnie okradały: zabierały to, co miałam, a potem biły. Tak więc na ulicy nauczyłam się przede wszystkim przewidywania zagrożeń, bycia ostrożną i nieufną, ukrywania się w bezpiecznych miejscach; po to by przeżyć. Jedynymi prawami, jakimi na co dzień się kierowałam, były prawa ulicy. Ale, co ciekawe, mimo całej swojej nieufności, nie podejrzewałam o nic złego pewnego kierowcy, którego znałam, bo sypiałam już z nim przy kilku okazjach. Nie był to pierwszy raz, gdy na światłach z jakiegoś samochodu oferowano mi pieniądze w zamian za seks i zrozumiesz, że chociaż dawali mi mało, było to dużo więcej, niż mogłam zarobić myjąc szyby czy sprzedając skradzione rzeczy. Wiele razy przystawałam na to, bo i tak nie miałam nic do stracenia. Wręcz przeciwnie: nigdy wcześniej nie widziałam tyle pieniędzy na raz, co po przespaniu się z facetem. Nic nie było w stanie uchronić mnie przed laniem, jakie od czasu do czasu przytrafiało mi się z rąk jakiegoś skurczysyna, który był wobec mnie okrutny albo bił mnie, by nie płacić, ale to samo mogłoby mnie spotkać na ulicy. Więc, jak już Ci mówiłam, mimo wszystko nie miałam podejrzeń, co do kierowcy, z którym sypiałam już wcześniej, kiedy zaproponował mi pracę kelnerki w mieście Olongapo. Jasne, że jaka by to nie była praca, ja i tak nie miałam nic do stracenia i cokolwiek, czego mogłam się jakoś zaczepić, budziło nadzieję, tak więc zgodziłam się, żeby zabrał mnie do tego miejsca. W rzeczywistości mężczyzna ten sprzedał mnie mafii, która zmusiła mnie do pracy w jednym z burdeli w Olongapo.
W burdelu żyłam jak więźniarka. Na przestrzeni lat, które tam spędziłam, nigdy nie pozwolono mi wyjść na ulicę, bo moim obowiązkiem było spłacanie mafii wszystkiego, co byłam im winna, nim mnie uwolnią. Na pewno, Kochanie, zadajesz sobie pytanie, co mogłam być im winna. Otóż mówili, że z pieniędzy, które zarabiałam na klientach ( i które i tak zgarniali oni, bo przez moje ręce nie przechodził żaden grosz) musieli mi odliczyć wszystko, co zapłacili za mnie mężczyźnie, który mnie sprzedał – sumę, której nigdy nie zdołałam poznać. Poza tym zmuszali mnie też do pokrywania własnych kosztów utrzymania (same robiłyśmy sobie jeść z żywności, jaką nam dostarczano), jak i czynszu za mój pokój. W tym pokoju, umieszczonym na jednym z wyższych pięter burdelu, mieszkałam, przyjmowałam klientów i sypiałam z nimi. Ponoć w mieście, którego nigdy nie poznałam, było duże zapotrzebowanie na dziewczyny, ponieważ parę lat temu znajdowała się tam wojskowa baza Amerykanów, którzy w tamtym czasie byli głównymi klientami.
Pewnego dnia dowiedziałam się od koleżanki z burdelu, że moja siostra też pracowała w jednym z lokali w Olongapo. Nie opowiadałam Ci, że moja starsza siostra uciekła z domu przede mną, gdy usiłowano ją zmusić do wyjścia za mąż. Mówiono, że zaraz po ucieczce, zadawała się z amerykańskim żołnierzem, zarozumiałym typem, który tak się w niej zakochał, że marzył, by zabrać ją ze sobą do Ameryki. Moja siostra nie była zbyt za nim, ale widziała w nim plik dolarów i możliwość życia w najbogatszym i najpotężniejszym kraju świata.
Oszczędzę Ci dalszych szczegółów o tym przeraźliwym burdelu, z którego udało mi się wydostać po kilku latach dzięki policyjnej obławie. Zabrali nas, wszystkie dziewczyny, na komisariat, gdzie oczywiście część z nas została zgwałcona przez dwóch policjantów. Ja mam pecha, a może szczęście, że moje ciało podoba się mężczyznom i na dobre czy złe pada na mnie jako jedną z pierwszych. Stamtąd wyciągnęła mnie w końcu pewna dzielna kobieta prowadząca organizację pomagającą prostytutkom. Zajmowała się mną przez trzy miesiące. W domu, w którym otrzymałam schronienie, bardzo mi pomagano i, prawdę mówiąc, był to pierwszy raz, kiedy czułam się przez kogoś kochana. Na szczęście jestem silna fizycznie i psychicznie i to zadecydowało o tym, że od tego momentu i dzięki pomocy tej kobiety, zaczęłam postrzegać świat w inny sposób.
Kiedy opuściłam ten dom, pewna dziewczyna z mojej wsi, która też przeszła przez to miejsce i z którą skojarzyli mnie ludzie z organizacji, zaproponowała mi pracę w stolicy, Manili. Chodziło o pracę na własną rękę na zasadzie freelance w girliebar, czyli klubie z dziewczynami. Zachęciła mnie jej pozytywna opowieść o tym miejscu. Skontaktowała mnie z odpowiedzialną za to osobą, która ostatecznie przyjęła mnie tam do pracy. Najbardziej na moja korzyść zadziałało to, że poza tym, że jestem młoda i ładna, zawsze miałam dużo szczęścia, ponieważ wciąż jestem czysta, co oznacza, że nigdy nie złapałam AIDS, które przyssało się do ciał wielu z moich koleżanek. Był to jeden z zasadniczych powodów, dla których mnie przyjęli w miejscu takim, jak to. Praca ta była dla mnie prawdziwym rajem. Było to miejsce przyjemne i bardzo duże, z muzyką, wysokimi stołami w formie baru i dwoma piętrami dla różnego rodzaju klienteli. Ja pracowałam na najbardziej ekskluzywnym, najwyższym piętrze, gdzie była dyskoteka, stoły bilardowe i dwie sceny: jedna, na której tańczą dziewczyny topless ( ja robię to czasami) i druga, gdzie każdej nocy grały na żywo dwa zespoły. Klienci, którzy sobie tego życzą, również mogą wejść na małą scenę pośpiewać i potańczyć. Moim jedynym obowiązkiem jest bycie sympatyczną, atrakcyjną oraz dbanie o to, by klienci zostawiali tu pieniądze; i jeżeli mam ochotę przespać się z nimi, to zawsze poza lokalem, na własną rękę i własne ryzyko. Wszystkie to robimy, ponieważ daje nam to najwięcej pieniędzy. Zazwyczaj chodzimy z nimi do ich hoteli, a pieniądze, które zarabiam, są w całości dla mnie. I właśnie tak poznałam Ciebie, Kochanie.
Teraz zarabiam jakieś pieniądze, jestem w stanie zapłacić za mieszkanie i zaczynam czuć się znacznie lepiej. Wszystkie moje koleżanki chcą wyjechać do Stanów Zjednoczonych, chociaż prawie żadnej to się nie udaje. Niektóre, te najładniejsze i najśmielsze, wyjeżdżają do Hong Kongu, ponieważ tam jest dużo pieniędzy. Ja chciałabym wyjechać do Singapuru, bo wystarczy, że popracujesz tam jeden tydzień na ulicy i już się zwraca. Ale do tego potrzeba kupić bilety na samolot i, przede wszystkim, uzyskać wizę. Musze wyjechać szybko, bo tutaj jak masz trzydzieści lat, to już się nie liczysz: już nikt cię nie chce. Mi brakuje jeszcze dużo, ale muszę być czujna.
Z pracy w tym miejscu najbardziej podoba mi się to, że prawie wszyscy klienci są Europejczykami. Wy, Europejczycy, jesteście dużo milsi i mniej brutalni od Filipińczyków. Poza tym macie więcej pieniędzy. Oczywiście, Filipińczycy praktycznie nie przychodzą do lokalu takiego jak ten. Chodzą do innych miejsc, ale nie tutaj. W każdym razie ci, co tu przychodzą, zostają na najniższym piętrze, gdzie jest wstęp wolny i nie wchodzą na drugie piętro, na którym pracuję, bo trzeba za to zapłacić. Wy Europejczycy jesteście inni, to widać na pierwszy rzut oka, i ja bardzo bym chciała wyjechać do Europy.
Oczywiście, na pewno się dziwisz, skąd mam Twój adres. Jako że nie chciałeś mi go dać, poprosiłam o to Twego kolegę. Dlatego teraz mogę do Ciebie pisać. Tak naprawdę, to ja nie umiem pisać i robi to za mnie moja koleżanka. Zapisuje na papierze to, co jej mówię. Ma studia. A tak naprawdę, jest studentką. Mieszka w Manili i u niej w domu nikt nie wie, że w nocy pracuje tutaj. Ona potrzebuje pieniędzy, by móc sobie kupić więcej rzeczy i żyć lepiej. Ma motocykl i teraz chce sobie kupić telefon komórkowy z aparatem. Ja trochę jej zazdroszczę i mówię Ci to, bo nie muszę tego przed nią ukrywać. Jesteśmy dobrymi przyjaciółkami. Ma fajne buty, dobrze się ubiera i marzy o kupieniu własnego komputera. Na pewno jej się uda. Jest pewna, że dzięki tym rzeczom będzie jej dużo łatwiej odnieść sukces. Ja bardzo ją cenię, ponieważ dużo mi pomaga. Teraz właśnie pomaga mi napisać do Ciebie list, żeby doszedł do Europy, o której tyle mi mówiłeś i nalegałeś, żebym ja też ją poznała. Pamiętasz o tym, nie? Otóż mówiłeś mi, że zabierzesz mnie ze sobą i że się pobierzemy. Pojedziesz ze mną i weźmiemy ślub Kochanie – mówiłeś mi z małym uśmieszkiem, na odczepnego. Był to mały uśmieszek, bo mówiłeś o małych rzeczach. Wy wszyscy z Zachodu obiecujecie zabrać nas ze sobą. Ja nigdy wam nie wierzę. Ale wiesz Kochanie? W głębi zawsze chcesz, żeby za którymś razem była to prawda. Zabiorę Ciebie do Europy i pobierzemy się Kochanie - uśmiechałeś się w międzyczasie, sprawdzając, czy nie masz na komórce żadnego nieodebranego połączenia od żony. Tak lepiej, ze mną nawet nie mógłbyś mieć dzieci. Jestem bezpłodna. Jestem taka od momentu, w którym musieli zrobić mi aborcję. Nie, tego też Ci nie opowiadałam. Takie jest tutaj życie Kochanie, pełne niespodzianek. Życie, o które nigdy się mnie nie pytałeś. Sprawy, o których nigdy nie chciałeś wiedzieć.
Wiesz? Dziewczyny takie jak ja przez długi czas współżyją z przeraźliwym uczuciem pogardy dla siebie, wstydzimy się nas samych przez to, co zrobiłyśmy, przez to, co robimy, przez to, jakie jesteśmy. Przez wszystkie noce cierpiałam na bezsenność, a kiedy spałam, budziłam się z okropnymi koszmarami. W społeczeństwie zawsze byłyśmy najgorsze, zawsze byłyśmy osobami niezasługującymi na taki szacunek, jak pozostali. A teraz, ironio losu, rzeczy zaczynają się zmieniać. Ja na przykład dzisiaj mogę wrócić do swojej wioski z głową w górze. Nie lubię tego miejsca, nie lubię tam jeździć, ale czasami robię to, żeby poczuć się dobrze. Teraz jestem mile widziana w wiosce, bo wysyłam pieniądze mojej mamie. Money, w Twojej Europie. Teraz rodziny chłopskie wolą dziewczynki, bo one wyjeżdżają, tak jak ja, do miasta i potem przysyłają pieniądze. Podczas gdy my marzymy o spotkaniu Europejczyka lub Amerykanina, który zabierze nas daleko stąd. Który zabierze nas tam, gdzie teraz jesteś Ty. Tam, do Europy, z której nigdy nie wrócisz.
Ale teraz, kiedy wiesz już o mnie dużo więcej, jestem trochę spokojniejsza. Teraz oddycha mi się dużo lepiej, bo w końcu, Kochanie, opowiedziałam Ci to wszystko, o co Ty nigdy nie pytałeś, to wszystko, czego nigdy nie chciałeś o mnie wiedzieć. Kiedy ze mną byłeś Kochanie, mówiłeś tylko o sobie. I o swojej Europie. Być może, żeby uniknąć mojego opowiadania o tym, czego Ty nie chciałeś wiedzieć. Mówiłeś tylko o Tobie i o Twojej Europie. O Twojej mądrej, starej, wiecznej i bogatej Europie.
Ale teraz, gdy prawdopodobnie kończysz czytać ten list, wiesz już wszystko to, o co nigdy nie pytałeś. Tak więc mogę się już z Tobą pożegnać, Kochanie. Zdaje się, że nie powiedziałam Ci jeszcze tylko o jednej rzeczy, o którą też nigdy nie pytałeś: mam 17 lat. Ogromny buziak, Kochanie.
Dyana